Film a książka- Wojna polsko-ruska

Film a książka- Wojna polsko-ruska.

„Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną” ukazała się jako debiutancka powieść Doroty Masłowskiej wydana w roku 2002. Książka wywołała sporo zamieszania na rynku wydawniczym. Jednych oburzała, innych zachwycała. Krytycy literaccy z jednej strony uznawali autorkę za pionierkę stylistyczną i językową, z drugiej zaś oburzali się na kiczowatość i wulgarność treściową. Czytelnicy Masłowską albo kochają, albo nienawidzą. Niewątpliwie zrobił się szum. Obok tego typu prozy nie da się bowiem przejść obojętnie. Bez względu na to, jaką stylistykę powieściową preferujemy, przyznać należy, że było to pewne literackie wydarzenie, a potwierdzeniem tego mogą być chociażby prestiżowe nagrody, które przyznano Masłowskiej za książkę.

Wszyscy, którzy „Wojnę polsko-ruską” czytali muszą przyznać, że filmy raczej się nikt nie spodziewał… Książka Masłowskiej zaliczana jest do prozy eksperymentatorskiej, wyrastającej z powieści postmodernistycznych: mocno fragmentarycznych, o epizodycznych zwrotach akcji, zaburzonym-szyku przyczynowo-skutkowym, a dodatkowo napisana dość specyficznym językiem. Tego typu książki są raczej trudno przekładalne na płaszczyznę wizualną. A jednak Xawery Żuławski, tym razem eksperymentator w świecie filmowym, postanowił podjąć próbę dokonania niewykonalnego. I przyznać należy, że udał mu się ten śmiały wyczyn.

Wydaje się, że siłą filmu jest zawierzenie literackiemu pierwowzorowi. Reżyser wcale nie stara się uciec od powieściowej proweniencji, wręcz przeciwnie – zaufał pierwowzorowi bezwzględnie. Żuławski podąża za wskazanym w książce tropem narracyjnym. Epizody opisane słowami przez Masłowską przepuszcza przez sito swojej wyobraźni, przekłada na język obrazów i tworzy film. Dodatkowo próbując przy tym uwypuklić najbardziej „smakowite” elementy, które przejawiają się zarówno w konstrukcji postaci, jak i w pojedynczych, niekiedy mocno zbzikowanych, zdarzeniach. Filmowcy oddają wszystkie, nawet najbardziej irracjonalne fragmenty książki, łącznie ze scenami wymiotowania, narkotyzowania się na różne sposoby, czy bicia się. Nie obawiali się również zwrócić ku estetyce kiczu, która jest widoczna w opisach książkowych. Mamy więc kiczowatą muzykę, kostiumy, teledyskowe ujęcia, a nawet kreacje aktorskie są przesiąknięte pewną sztampowością i tandetą. Ze zhomogenizowanego miąższu popkultury stworzyli pewną satyrę na współczesną grupę społeczną.

Ciekawym aspektem, zarówno w książce jak i filmie, jest swoisty autokomentarz twórców, ujawniający się przede wszystkim w postaci Doroty Masłowskiej występującej w filmie, a także dającej o sobie znać w trybie narracyjnym powieści. To ona jest stworzycielem tego „bałaganu”, to w jej głowie tworzy się świat blokowisk i niebanalnych postaci. To ona w końcu kontroluje stworzoną przez siebie rzeczywistość. Sceny, w których autorzy dokonują swoistej dekonstrukcji świata przedstawionego służy jednemu głównemu celowi – zgubić widza/czytelnika w świecie fikcyjnych znaczeń. Do końca bowiem nie wiemy, czy opisana historia mogła rzeczywiście przydarzyć się naszym bohaterom, czy może są one tylko bezwolnymi marionetkami występującymi w innym filmie, a może to tylko wymysł znudzonej nastolatki o wybujałej wyobraźni, które konstruuje to wszystko w swojej głowie?