Kradzież stulecia w Czechach
Czeska policja poszukuje 33-letniego pracownika jednej z agencji bezpieczeństwa w Pradze, który wyniósł z budynku swej firmy banknoty o łącznej wartości pół miliarda koron. Wyczyn jest tym większy, że obyło się bez użycia broni. Za informacje, które doprowadzą do odzyskania skradzionej gotówki, agencja gotowa jest wypłacić dwa miliony euro. Tak wielkiej nagrody nikt jeszcze w Czechach nie obiecywał, ale rekordowa jest też ukradziona kwota. Ze skarbca spółki zajmującej się przewozami gotówki, zniknęło podobno 500 milionów koron, czyli równowartość 69 milionów złotych. Według dziennika „Pravo”, zatrudniony w agencji ochroniarskiej Frantiszek Prohazka miał pobrać gotówkę z firmowego skarbca. Pieniądze rzekomo przepakował do toreb, wyniósł na zewnątrz budynku i przekazał wspólnikowi, który odjechał w nieznanym kierunku. Sam Prohazka zaś najspokojniej w świecie powrócił do pracy.
– Ta bezczelność jest niewiarygodna – podkreśla informator gazety. Według niepotwierdzonych informacji, pieniądze miały być rozwiezione przez agencję do bankomatów, ta jednak odmawia jakichkolwiek komentarzy w tej sprawie.
Jeśli wiadomość o wyczynie Prohazki się potwierdzi, będzie to największa kradzież w czeskiej historii. 500 milionów koron to 69 milionów złotych, 28 milionów dolarów albo 19 milionów euro. Skradzione pieniądze nawet w najwyższych nominałach ważyły około stu kilogramów.