Ukradł samochód, bo chciał dowód osobisty
Mężczyzna ukradł samochód, po czym zadzwonił na policję i przyznał się do wszystkiego, a nawet doprowadził funkcjonariuszy do skradzionego pojazdu. Wszystko po to, by zdobyć dowód tożsamości… W środę popołudniu dyżurny bytomskiej policji odebrał zaskakujący telefon. Zadzwonił do niego mężczyzna, który wyznał, iż wie gdzie jest skradziony we wtorek czerwony opel vectra, bo sam go ukradł. Postawił jednak warunek – poda dokładne miejsce porzucenia samochodu, ale chce by policja po niego przyjechała. Funkcjonariusze udali się więc do mieszkania 30 – letniego Marcina K. przy ulicy Falistej w Bytomiu. Po kilkunastu minutach mężczyzna doprowadził policjantów na ulicę Fałata, gdzie stał skradziony opel. W trakcie „przejżdżki” Marcin K. zaczął opowiadać funkcjonariuszom o okolicznościach kradzieży samochodu. Wyznał także, że zrobił to, bo chciał trafić do aresztu. – Zatrzymany twierdził, że Urząd Miasta robi mu straszne problemy z wyrobieniem dowodu osobistego, że za każdym razem stawia jakieś nowe warunki, a on nie ma żadnego dowodu tożsamości. Koledzy „z branży” podsunęli mu pomysł jak go zdobyć. Powiedzieli, że jeśli ukradnie samochód i sam się zgłosi na policję to trafi do aresztu, a tam z pewnością wyrobią mu dowód, bo będzie potrzebny – opisuje oryginalne intencje złodzieja asp. sztab. Adam Jakubiak z Komendy Miejskiej Policji w Bytomiu.
W trakcie rozmowy mężczyzna stwierdził, że policjanci nie rozumieją logiki jego postępowania i postanowił nic więcej nie mówić. Przemyślał sprawę i bał się, że jak wyjawi wszystkie okoliczności kradzieży to sąd nie będzie miał podstaw by umieścić go „za kratkami” i w ten sposób jego marzenie się nie spełni.
Z ostatniej chwili wiemy, że prokuratora zadecydowała o losie niekonwencjonalnego złodzieja. Niestety nie posiedzi on w areszcie, gdzie rzekomo miało się spełnić jego marzenie, a tylko wyznaczono mu dozór prokuratora. Mężczyzna był już wcześniej karany za drobne kradzieże i rozboje.