Drzewo Życia – recenzja
Wybierając się na Drzewo Życia spodziewałem się niekoniecznie udanej, trudnej historii o relacjach rodzinnych. Takie podejście wykreowały dwie rzeczy. Pierwsza z nich to nagroda w Cannes, natomiast druga to spora liczba opinii negatywnych o tej produkcji. Po pierwszych 30 minutach seansu na którym byłem, kino opuściło cztery osoby. Może to ma znaczenie, może nie?
Film opowiada historie pewnej rodziny. W roli ojca Brad Pitt z zawodu żołnierz marynarki. Chociaż zachowuje się w granicach rozsądku, wprowadza spory rygor do domu. Fajny jest ten wątek i szkoda, że został on tak słabo rozwinięty. Jego żona to wierna kochająca matką. Do tego troje synów w wieku jakiś dziesięciu lat. Oglądamy ich rozterki, wątpliwości, kłótnie, zabawy. Mieszkają w małym miasteczku, w którym nie dzieje się zbyt wiele. Dzieci stresuje napięta sytuacja w domu, często mają dosyć sposobu w jaki tata do nich podchodzi.
To, że w film podejmuję tematy związane z życiem, Bogiem i pokrewnymi rzeczami nie oznacza, że jest dobry. Drzewo Życia to ciężki obraz, a jego głównym problemem jest daleko idąca artystyczna wizja reżysera. Rzeczą gustu jest czy zabiegi będą się podobały czy nie. Inna sprawa, że w wątek filmowy powplatane są w dużej ilości rzeczy abstrakcyjne, co wpływa w znaczącym na odbiór historii samej rodziny. Zrozumiałe jest, że twórca w taki sposób chciał to opowiedzieć, w mojej ocenie zabrnął jednak za daleko. Warto wspomnieć jeszcze o aktorach. Z rzeczy bardzo pozytywnych – jeden chłopak jest bardzo podobny do Brada Pitta. Z negatywnych: Seana Penna ledwo widać na ekranie.
Drzewo Życia wywarło na mnie wrażenie, natomiast dopiero po pewnym czasie od jego oglądania. W trakcie seansu było, nie bójmy się tego słowa – nudno. Zamiast oglądać ciekawą historie pewnej rodziny, oglądamy jak powstały dinozaury – dosłownie. Produkcja ukazuję nudną wizje teorii ewolucji. Obrazy po obrazach w których nie wiele się dzieje – ewolucja z czego ja się orientuje, polega na tym, że non stop następują pewne działania na przestrzeni wieków, natomiast tutaj null. Wszystko wydaję się być statyczne, jak życie pozbawione życia.
Ocena: 4/10
Zgadzam się całkowicie. Wyszedłem z kina prawie wściekły- 2,5 godziny podniosłych dialogów, uduchowionej muzyki, ładnych zdjęć i niezłego aktorstwa, to nie tylko wg mnie za mało na Złotą Palmę, ale zdecydowanie za mało żeby nazywać to coś w ogóle filmem. Za mało konkretów, za mało historii głównego bohatera, za dużo chaotycznego montażu niepotrzebnych efektów specjalnych (cała ta kreacja świata poszłaby do wyrzucenia z filmu, gdyby to ode mnie zależało). Choć część rodzinna też wg mnie jeszcze się jakoś broni. Tylko, że tego starczyłoby najwyżej na niezłą krótkometrażówkę. 4/10.
Coś takiego. Ja wstrzymałem się od analizy czy Drzewo Życia to na pewno film. Jest rzeczywiście mało konkretny, taki żeby widz znajdywał jakieś odpowiedzi w nim na pytanie, aż się prosi aby go “głęboko” zaanalizować i dopisać treść. Ja nie po to oglądam filmy. Chce zobaczyć coś ciekawego, co mnie zaintryguje, przede wszystkim porwie. Drzewo Życia w tym aspekcie nie wiele miało do zaoferowania. Tak jak piszesz, gdyby wyjąć tą treść – relacje rodzinne to byłaby krótkemetrażówka – całkiem dobra z resztą.
Zdanie jakie mam o wizualizacjach napisałem. Gdyby je tak skrócić, powiększyć treść rodzinnego wątku to może coś by z tego było.