Rubin Carter the Hurricane – niesłusznie skazany bokser cz.2

Rubin Carter the Hurricane – niesłusznie skazany bokser cz.2

Chciałbym Wam opowiedzieć historię o człowieku, który był sławny i spadł na dno. O mężczyźnie, który był zły, ale zmienił się i stał się dobry. O kimś kto przeszedł przez piekło, przetrwał i teraz pomaga innym. Jeżeli podobał się Wam film „Skazani na Shawshank”, pokochacie tą historię…

W pierwszej części doszliśmy do ósmego roku jego uwięzienia. Po tym, gdy został niesłusznie skazany, zamknięty w izolatce i oślepiony na jedno oko, przez nieudolnego więziennego lekarza, w ciemnym tunelu pojawiło się delikatne, migoczące światełko.

Dzięki wsparciu Muhammada Ali, Burta Reynoldsa i Boba Dylana, Carolyn Kelly zaangażowała się poważnie w zbiórkę funduszy na jego uwolnienie. Prawnicy ruszyli do boju…

Rubin Carter wychodzi i… wraca

1974 rok przyniósł kolejną porcję dobrych wiadomości. Bello i Bradley, niezależnie od siebie, wycofali swoje zeznania. Przyznali też, że kłamali by uniknąć wyroku za kradzież. New York Times dotarł do sprawy w półtora roku później, opisał ją na swoich łamach i niedługo później Sąd Najwyższy Stanu New Jersey stosunkiem głosów 7-0 obalił wyrok skazujący Cartera i Artisa. Obu wypuszczono za kaucją na początku 1976 roku.

Niestety osiem lat więzienia nie zmieniło Cartera. W kwietniu 1976 roku, kiedy Carter był już na wolności, wspomniana Kelly zadzwoniła do Rubina, by wyjaśnić pewne sprawy finansowe związane ze zbiórką funduszy na jego uwolnienie. Bokser odebrał, ale szybko się rozłączył. Poirytowana kobieta pojechała odwiedzić go w hotelu. Tu zeznania wszystkich przeczą sobie w każdy możliwy sposób. Według jednak najprawdopodobniejszej wersji kompletnie pijany Carter wyśmiał ją i dotkliwie pobił. Jak mówiłem, niesłusznie skazany, ale na pewno nie świętoszek. Miało upłynąć jeszcze wiele lat, zanim o Carterze będzie można powiedzieć: „dobry człowiek”.

Jakby w tej historii mało było zwrotów akcji, podczas ponownego procesu, Bello ponownie wskazał obu skazanych jako sprawców masakry. Po zaledwie sześciu miesiącach na wolności oboje wrócili za kratki.

Rubin Carter w więzieniu – runda trzecia

Artis, który w 1974 roku, mimo obietnicy natychmiastowego zwolnienia z więzienia, bohatersko odmówił wskazania Cartera jako tego, który pociągnął za spust, wyszedł wreszcie na wolność w 1981 roku. Jego więzienna kartoteka mówi o wręcz modelowym zachowaniu. W moim mniemaniu oba te czynniki dodatkowo sugerują niewinność obu skazanych.

Walka o Cartera trwała. W 1982 roku Sąd Najwyższy Stanu New Jersey odrzucił różnicą jednego głosu apelację o trzeci proces. Rubin Carter pogodził się wreszcie z myślą o tym, że spędzi resztę życia w więzieniu. To w tym okresie, zaczął naprawdę się zmieniać. Dużo czytał, rozmyślał. Jak sam mówi, uświadomił sobie, że gniew i nienawiść nigdzie go nie zaprowadzą i że to te uczucia władowały go wielokrotnie za kratki. I że może, może… gdyby nie te wcześniejsze wyroki, sąd nie byłby tak szybki w posyłaniu go do więzienia przy wątpliwych dowodach.

Jak sam mówi, nie poleca go innym, ale „to właśnie więzienie pozwoliło mi pozbyć się iluzji i gniewu, które pakowały mnie w kłopoty. Nienawiść, zgorzknienie i gniew trawią tylko nosiciela. Ni szkodzą nikomu innemu. Jeżeli pozwoliłbym sobie dalej odczuwać ten gniew, zgorzknienie ofiary, nigdy nie przetrwałbym więzienia. Więzenie stworzone jest z gniewu i nienawiści. Dlatego musiałem się ich pozbyć. ” Jedną z drug ku temu była pomoc współwięźniom – oczytany w prawie, był w stanie doradzić nawet w najtrudniejszych sprawach. O biegłości jaką osiągnął niech świadczy fakt, że lata później uniwersytety Griffith i York przyznały mu honorowe doktoraty w dziedzinie prawa.

Z pewnością pomogła mu też przyjaźń z nastolatkiem z getta Brooklynu, Lesrą Martinem. Przygarnięty przez grupę Kanadyjczyków, miał szansę wrócić do szkoły. Pewnego dnia przeczytał autobiografię Rubina i… postanowił mu pomóc. Nawiązali korespondencję, a wspomniana grupa aktywistów z Kanady – Sam Chaiton, Terry Swinton i Lisa Peters – połączyła swoje siły by mu pomóc.

Od 1983 Kanadyjczycy i prawnicy Cartera – Myron Beldock, Leon Friedman i Lewis Steel -pracowali już ramię w ramię. Ich pomysł zgłoszenia wniosku o habeas corpus znalazł zrozumienie u sędziego Lee Sarokina i wreszcie, wreszcie… siódmego listopada 1985 roku zapadła decyzja o uwolnieniu Cartera. Mimo apelacji pozostał na wolności, a w lutym 1988 roku został ostatecznie uniewinniony. Po dwudziestu dwóch latach koszmaru mógł wreszcie poczuć się naprawdę wolnym człowiekiem.

Rubin Carter na wolności

Po wyjściu z więzienia Carter przeniósł się do Toronto, gdzie zamieszkał w kanadyjskiej komunie, ludzi którzy go uwolnili. Wspólnie z Chaitonem i Swintonem napisał książkę opowiadającą historię jego walki o wolność. Ożenił się nawet z Peters, ale ich związek trwał tylko parę lat.

W 1999 roku na ekrany trafił film Huragan, Normana Jewisona, za rolę w którym Denzel Washington zebrał swoją czwartą nominację do Oskara. Opowiada on historię Cartera – jak to Hollywood w sposób uproszczony, czyniąc z niego uroczego faceta, którym… latami nie był. Niemniej jednak, można obejrzeć – Washington gra go naprawdę dobrze.

Czym zajmuje się od początku lat dziewięćdziesiątych? Cóż, może to jest najwspanialsze w całej tej historii. Zaangażował wszystkie swoje siły w walkę o wolność dla niesłusznie skazanych – dla ludzi takich jak on. W latach 1993-2005 sprawował nawet funkcję dyrektora Związku Obrony Niesłusznie Skazanych (AIDWYC). Pokonał długą drogę od brutalnego rzezimieszka i boksera, który zresztą w 1964 roku odmówił Martinowi Lutherowi Kingowi Jr. udziału w jednym z jego marszów.

Jak sam mówi: “Nie każdy niesłusznie skazany może liczyć na wsparcie takich zawodników wagi ciężkiej jak Washington czy Ali.” Stąd on postanowił zająć ich miejsce. W 2004 roku założył fundację Innocence International, by „być w narożniku ringu wszystkich, którzy naprawdę tego potrzebują”

Jak sam mówi: „System nie lubi ludzi, którzy siedzą w więzieniu i twierdzą, że są niewinni. Niemniej jednak musi istnieć sposób, który pozwoli przetrwać niewinnym za kratkami. Więzienie to najniższa funkcja ludzkiej egzystencji, jakiej człowiek może doświadczyć, nie umierając… Być w stanie to przetrwać jest niezwykłe, to prawdziwy cud ludziej siły. (…) Mówi się, że sprawa skazanych niesprawiedliwie nie jest ważna, bo zdarza się to tak rzadko. Zadajemy sobie pytanie: dlaczego mielibyśmy się tym przejmować? Jest przecież tak wiele spraw walczących o naszą uwagę! Gdybyśmy jednak usłyszeli, że grupka naszych współobywateli została porwana, torturowana i jest przetrzymywana przez obcy  rząd… czy byśmy się tym nie przejęli? Bylibyśmy wściekli i domagalibyśmy się ich natychmiastowego uwolnienia!”

Aktywiści i humaniści mogą wyrosnąć z najokrutniejszych i najbardziej pełnych nienawiści ludzi…