Rubin Carter the Hurricane – niesłusznie skazany bokser cz.1

Rubin Carter the Hurricane – niesłusznie skazany bokser cz.1

Trafiamy czasem na historie, które nami wstrząsają. Zatykają nam dech w piersi i zmuszają do przekopania setek stron internetowych, archiwów starych numerów magazynów i gazet… byle tylko dowiedzieć się czegoś więcej.

Dla mnie taką historią są losy Rubina Cartera, zwanego „The Hurricane”. Słynnego boksera wagi średniej, który podobnie jak nasz Dawid Kostecki trafił za kratki. W dodatku za czyn, którego nie popełnił. Na dwie dekady.

Chciałbym Wam opowiedzieć historię o człowieku, który był sławny i spadł na dno. O mężczyźnie, który był zły, ale zmienił się i stał się dobry. O kimś kto przeszedł przez piekło, przetrwał i teraz pomaga innym. Jeżeli podobał się Wam film „Skazani na Shawshank”, pokochacie tą historię…

Rubin Carter – trudne początki

Czwarty syn, z siódemki dzieci, urodzony w Paterson, New Jersey, pierwszy raz trafił na policję mając zaledwie dziewięć lat. Zaprowadził go tam jego własny ojciec, po tym jak odkrył, że syn regularnie kradnie w lokalnych sklepach. Przy okazji dostał solidne lanie.

Nauczka nie zdała się na wiele. Jako dwunastolatek został aresztowany i wysłany to poprawczaka w Jamesburg za zaatakowanie dorosłego (!) mężczyzny harcerską finką. Policjantom tłumaczył się, że bronił siebie i kolegów przed pedofilem. Nie uwierzono mu. Miał wyjść dopiero po sześciu latach.

Nie wysiedział jednak do końca. Na dziesięć miesięcy przed końcem wyroku, w 1954 roku, mając ledwo siedemnaście lat, uciekł i wstąpił do armii. Okazało się to być jego najlepszą decyzją w życiu.

Za pierwsze pieniądze zapisał się na kursy Dale’a Carnegiego i wreszcie pozbył się jąkania. Jak sam mówi, jego pewność siebie nagle eksplodowała.

Po odbyciu standardowego przeszkolenia został wysłany do jednostki stacjonującej w RFN. Tam poznano się na nim. Zaczął trenować boks. Na sukcesy nie trzeba było czekać. Dwa sezony z rzędu zdobył mistrzostwo Europy w wadze lekkopółśredniej. Jego temperament dał jednak o sobie znać i już po 21-miesiącach został zwolniony ze służby, trzynaście miesięcy przed terminem.

Wracał do Paterson z planami natychmiastowego przejścia na bokserskie zawodowstwo. Po zdobyciu dwóch tytułów był pewien, że czeka go wspaniała przyszłość, że wreszcie wyrwał się z biedy. Nie przewidział jednak, że prawo nie zapomniało o nim. Już po dwóch miesiącach pobytu w ojczyźnie został aresztowany i zmuszony do odsiedzenia pozostałych 10 miesięcy wyroku.

Rubin Carter – nie świętoszek

Był wściekły, ale nic nie mógł zrobić. Jak sam opisuje swój stan, gdy wreszcie wyszedł z więzienia: „Tamtego wtorku, kiedy Annandale wypuściło mnie na wolność, mogli tego nie wiedzieć (choć może wiedzieli)… właśnie spuścili ze smyczy chodzącą, tykającą,, o krótkim loncie, czasową bombę, gotową eksplodować przy byle kontakcie z niczego nie oczekującym społeczeństwem.”

Już w trzy miesiące po wyjściu z więzienia, znowu wpadł w kłopoty. W ciągu jednego dnia (!) napadł na trzy osoby, w dwóch różnych miejscach. Jak opisuje w swojej autobiografii: „Trzydziestego czerwca buchnęliśmy torebkę kobietę na ulicy w Patterson. Zaraz potem zobaczyliśmy faceta i jego też dopadliśmy. Młody facet, koło trzydziestki, wzięliśmy jego pieniądze i obaliliśmy na ziemię. Uciekaliśmy, kiedy wpadłem na kolejnego frajera. Stał na środku chodnika, trzasnąłem go i cisnąłem nim o drzewo. To było nie potrzebne. Miałem dziewięć czy dziesięć dolarów w kieszeni, a następnego dnia miałem dostać wypłatę. To było tak z impulsu.” Przyjemniaczek…

Aresztowany trafił do więzienia. Znowu. Tym razem na cztery lata. Odsiedział wyrok do ostatniego dnia. Jak można przeczytać w więziennych papierach nieustannie wszczynał bójki, okradał współwięźniów, a raz nawet wzniecił zamieszki. Nasi Szpila i Dawid Kostecki to aniołki przy ówczesnym „Huraganie” Carterze.

Rubin Carter – Hurricane na ringu

Wreszcie zaraz po wyjściu z więzienia, w 1961 roku rozpoczął zawodową karierę. Natychmiast stał się sensacją, wygrywając pierwsze dwie walki, w tym jedną przez nokaut. Jako 24-latek wreszcie wyrósł – walczył w kategorii półśredniej. Za swój dynamiczny i agresywny sposób boksowania i wreszcie za niezwykle szybkie pięści dostał swój przydomek Hurricane – Huragan.

W dwa lata wspiął się na szczyty. W 1963 roku pokonał ówczesnego mistrza Emile’a Griffith-a, już w pierwszej rundzie posłał go na deski, nieodwracalnie. Niestety nie była to walka o tytuł.

Na pierwszy mecz o tytuł musiał czekać rok, do grudnia 1964. Tam zmierzył się ze słynnym Joeyem Giardello, doświadczonym wyjadaczem z 16-letnią karierą bokserską na karku. Mimo przewagi w pierwszych rundach, przegrał decyzją sędziów.

Rok 1965 spędził głównie na imprezowaniu i rozbijaniu się po barach. W rezultacie przegrał prawie połowę swoich walk w tym roku. Pozbierał się jednak i w 1966 roku, miał mieć szansę stanąć przeciw Dickowi Tigerowi w kolejnym pojedynku o tytuł. Tak się jednak nie stało…

Rubin Carter – nieszczęśliwy przypadek

W tym trudnym, pełnym przemocy, biedy życiu, w którym nagle pojawiła się nadzieja, potem sukces, wydawało się, że już nic nie może pójść naprawdę źle. Nie mogło być gorzej niż kiedy aresztowali go po powrocie z RFN, nie mogło być gorzej, niż gdy poniosło go i trafił na cztery lata za kratki, w czasie kiedy powinien ruszać na ring.

A jednak… 17-tego czerwca Rubin Carter został aresztowany za potrójne morderstwo właścicieli Lafayette Bar & Grill w jego rodzinnym Paterson. Carter i jego kumpel John Artis zostali aresztowani, bo odpowiadali mglistemu opisowi napastników („dwaj murzyni w białym samochodzie”) i mieli pecha znajdować się w pobliżu. Policji na całym świecie niewiele potrzeba by kogoś aresztować, jak się zdaje…

Zaprowadzono ich do szpitala, gdzie jedna z ofiar, jeszcze żyjąca na stole operacyjnym powiedziała policji, że to nie oni dokonali napadu. (ponadto podobno przeszli test wariografu, choć tu różne źródła sobie przeczą) Wydawać by się mogło, że jest po sprawie. Zwolniono ich nawet z aresztu.

Rubin Carter – niesłusznie oskarżony

Niestety policja potrzebowała winnych. Jak kompletnie zawalili śledztwo widać od razu, gdy czytamy akta (do części można się dokopać w archiwach New York Timesa – 0.99 centa i przez miesiąć możemy wykopać 100 artykułów, polecam ciekawskim!). Policjanci nie zebrali odcisków palców z miejsca zbrodni i nie mieli nawet przy sobie ciekłej parafiny, by sprawdzić czy Carter i Artis oddali tego wieczoru strzały… Co więcej, w bagażniku samochodu Curtisa znaleziono podobno broń, odpowiadającą ranom postrzałowym ofiar, ale… broń trafiła do magazynu policyjnego dopiero po pięciu dniach…

Tak więc, całe oskarżenie opierało się na zeznaniach dwóch drobnych rzezimieszków – Bello i Bradley, – których policja złapała pół roku (!) później, którzy wskazali Curtisa i Artisa jako sprawców napadu. Jak wyszło na jaw lata później, obaj złodziejaszkowi otrzymali skrócenie wyroków, a nawet (!) pieniądze za obciążające zeznania… Czytanie akt tej sprawy może człowiekowi odebrać resztki w wiary w amerykański system sprawiedliwości…

Do sprawy dociśnięto idiotyczny motyw „zemsty rasowej”, jako że w pobliżu, tego samego dnia, zabito też czarnego barmana.

29-tego czerwca 1967 roku, niemal rok, po napadzie Carter i Artis zostali skazani na potrójne dożywocia.

Niewinny człowiek w więzieniu

Jak mówi sam Rubin Carter: „Jest sens zaprzeczania swojej winie, póki trwa proces. Kiedy jednak trafisz za kratki lepiej przyznaj się od razu, nawet gdy nic nie zrobiłeś. Odmawianie uznania swojej winy uznawane jest za oznaki zatwardziałości i braku resocjalizacji. Dopóki nie przyznasz się do winy właściwie nie masz szans na wcześniejsze zwolnienie.” A mimo to, bokser uparł się i każdemu powtarzał, że jest niewinny.

Rubin i izolatka

Co więcej! Odmówił on założenia więziennego stroju, powtarzając, że „jest to strój ludzi winnych, a on nie popełnił zarzucanej mu zbrodni”. Za karę trafił do izolatki. Od razu na trzy miesiące, co jest wręcz nieludzką karą.

Od momentu, gdy trafił do izolatki, na znak protestu przestał się golić. Dodatkowo przysiągł, że zabije każdego strażnika, który choćby go dotknie. Jego pobyt w izolatce przedłużono definitywnie. Wzruszył ramionami i zaczął prosić o prawnicze książki. Postanowił, że jego jedyną szansą jest zdobycie wiedzy. Później zaczął też pisać autobiografię.

Siedział tam do dnia kiedy doktorzy odkryli u niego odklejoną siatkówkę w prawym oku. Odmówiono mu operacji poza murami więzienia. W rezultacie za zabieg wziął się więzienny doktor, który spaprał robotę i OŚLEPIŁ (!) Cartera. Od tej pory widział tylko na lewe oko.

Gdy wreszcie wypuszczono go z izolatki, nadal odmawiał noszenia więziennego stroju. Odmówiono mu za karę posiłków, ale dokarmiali go inni więźniowie i przetrwał. W ramach protestu odmawiał też pojawiania się na przesłuchaniach dotyczących własnego zwolnienia warunkowego.

Jak opisuje ten okres: „Siedziałem cel i przez dziesięć lat, aż gotowałem się z nienawiści.”

Uwolnić Rubina!

Now all the criminals In their coats and their ties

Are free to drink martinis and watch the sun rise

While Rubin sits like Buddha in his 10-foot cell

An innocent man in a living hell.

Bob Dylan

Jego autobiografia “Szesnasta runda: Z pretendenta numer jeden, do numeru 45472” ukazała się w księgarniach w 1974 roku i wzbudziła ogromne zainteresowanie. Jego sprawą zaczęły się interesować takie osoby jak Muhammad Ali czy Bob Dylan, który po odwiedzeniu go w więzieniu napisał piosenkę „Hurricane”, którą możemy znaleźć na jego albumie Desire z 1976 roku.