Daleko od noszy – “Niespodzianka na urodziny”.
Ze dwa tygodnie temu nazad spojrzałam w lustro i się przeraziłam! Blizna przez sam środek czoła. Ktoś mnie skaleczył w głowę, a ja nawet tego nie zauważyłam. Może parasolką zadrapał, albo jakiś rolnik kosę wiózł w tramwaju i mnie tym końcem chlasnął. Pokazuje to od razu Basi, a ona mi mówi, że to nie blizna, tylko zmarszczka.
Jakoś się lepiej od tego nie poczułam. Nie da się ukryć, że jak raz zbliżała się dość okrąglutka rocznica moich urodzin. Koleżanki normalnie zrzuciły się na mój prezent i chciały coś kupić. Ale doktory jak zwykle za darmo się chcieli opędzić. No i wymyślili, że mi operacja plastyczną zrobią. Uśpili mnie, bo ja niespodzianki lubię, i dawaj na stół, kroić.
Nie mogę narzekać, przyłożyli się do roboty. Tak im na nowo wyszłam, że zaraz jak mi te bandaże zdjęli, to wszyscy zaczęli do mnie się przystawiać. Po trzech dniach miałam już tego serdecznie dość. Kidler, co wieczór ciągał mnie po nocnych lokalach. Kawior to już mi wychodził dziurkami od nosa. Ordynator całe popołudnia siedział u mnie w domu, bawił się z Wojtusiem w Afrykę, to znaczy udawał słonia, a Wojtuś na nim jeździł. A jak już się w końcu kładłam spać, to całą noc wydzwaniał Wstrząs i płakał do słuchawki. No i żeby mi się nie nudziło, to jeszcze obcy zaczepiali. Potąd miałam tej urody!!!
Poszłam do ordynatora i zażądałam pięciu dni urlopu. Zgodził się bez gadania, bo teraz zrobiłby dla mnie wszystko. Zapisałam się od razu do kliniki na Słowackiego i kazałam się przerobić nazad. Doktory jak mnie potem zobaczyły oczywiście strasznie nieszczęśliwe były. A ten łobuz Kidler zaczął mnie nawet straszyć, że pozwie mnie od sądu o odszkodowanie za utracony silikon, bo podobnież z prywatnych zapasów dał. Nie dość, że świnia, to jeszcze sknera!