Daleko od noszy – Bank Pana Wigonia

Daleko od noszy – „Bank Pana Wigonia”

Parę dni temu przypadkiem podsłuchałam rozmowę dwóch pacjentów. Jeden mówił drugiemu w tajemnicy, że już wkrótce zamienią nasz szpital na bank. Od razu pobiegłam do Basi i ostrzegam ją, że jak jej coś powiem, to się przewróci. Mówię jej a ona fajt i leży. Nie zrozumiała, że to tylko taka przenośnia była i ja myślałam, że ona zasiądzie z wrażenia.

Jak doszła do siebie, to zaczęła myśleć, co by tu zrobić, żeby jakoś się odnaleźć w tej nowej, bankowej rzeczywistości. I przypomniała sobie, że ją Wstrząs, jeszcze za czasów małżeńskich obrażał, że ona jest jak bankowiec, bo mu każdy grosz wyliczy. Dlatego poleciała do niego po odpowiednią konferencję (chociaż niektórzy mówią „referencję”, bo też można). Liczyła, że dzięki temu dostanie w tym banku pracę kasjerki.

Za to Kidler, jak się dowiedział o tym banku, od razu postanowił, że pójdzie do prywatnej służby zdrowia. Tam poszuka jakiegoś bogatego, zdrowego pacjenta, żeby się przy nim nie nabiegać a swoje zarobić. Robotny to on nigdy nie był, ale sprytny to zawsze!

Muszem jednak przyznać, że pozytywnie zaskoczył mnie Czesław. Zasadniczo nigdy nie miał głowy do kombinacji, a tym razem jednak coś wymyślił. Otóż postanowił się ukryć w szpitalu tuż przed tym jak zaczną go remontować i przerabiać na bank. Jak to już będzie bardziej bank niż szpital, to wtedy wyjdzie, zrzuci sobie jakąś belkę na głowę i dostanie wysokie odszkodowanie. A jak się dobrze walnie, to może nawet do końca życia nie będzie musiał nic robić.

Właściwie wszyscy się ucieszyliśmy z tej zamiany, bo przecież otwierały się przed nami nowe, szerokie perspektywy. Przyszła już nawet ekipa żeby robić remont. Ale wtedy okazało się, że my nadal będziemy szpitalem i tylko nas trochę odmalują, żebyśmy tak biednie nie wyglądali.

No i ja się pytam, jak tu wierzyć pacjentom?! Nie dość, że nas w błąd wprowadzają i nadzieję nam niepotrzebne robią, to potem jeszcze do gazet lecą i skarżą się, że im w trakcie operacji jakieś szczypce się w brzuchu zostali, albo nerkę nie tą im wycięliśmy. Teraz sami widzicie, że to brednie, bo jak człowiek chory, to głupoty gada. Tak to już jest.