Daleko od noszy – Wielka promocja

Daleko od noszy – „Wielka promocja”

Z promocjami to nie ma żartów. Kiedyś wybrałam się z Basią do sklepu. Nagle patrzę, znikła mi całkiem. Rozglądam się wkoło i nie widzę jej. Cafłam się dwie alejki, gdzie z nią ostatnio słowo podmieniłam. Patrzę, jest! Stoi przed półką wpatrzona jak sroka w knot (chociaż niektórzy mówią w gnat, bo też można). Podchodzę, potrząsam, a ona nic. Dopiero jak jej bez policzek ręką dałam, to się ockła i mówi: „Popatrz Gienia. Ten tusz, co go zawsze kupuję, jest teraz w promocji, tańszy o całe pięć złotych.” Ledwo to powiedziała zrobiła fajt. Znów ją musiałam cucić. Trochę się ludzi zbiegło. Ale nie do Basi. Tylko do tego tuszu. Mało nas nie zadeptali. A jak już Basia się ockła, to po tuszu ani śladu. Tylko ona biedaczka płakała, że sobie w tej promocji nie kupiła zapasu na pół roku.

A najgorsze, że ta promocja to i do nas, do szpitala dotarła. Łubicz postanowił na nią postawić, żeby się o naszym szpitalu zrobiło głośno. I w związku z tym zaczął poszukiwać w nas różnych talentów, żeby się gazetom było czym pochwalić. Wstrząs myślał, że mu łatwo pójdzie, bo on z tanecznych umiejętności powszechnie znanym jest. Ale Ordynator uznał, że się to jego podrygiwanie już przejadło, dlatego zrobił go człowiekiem pająkiem i kazał na oddział przez okno włazić. A to szóste piętro jest! Jak to Wstrząs usłyszał, to od razu regularnie zemglał.

Także samo Kidler. On z kolei miał się tańca z wężem boa nauczyć. To od tego dostał takie wstrętu do wszystkiego, co się z wężami kojarzy, że w trakcie operacji nie mógł na jelito patrzeć i musiał w ciemno wyrostek operować.

Najgorzej to i tak się mnie trafiło. Czesław miał się w ramach tej promocji nauczyć rzucać nożami. Za to ja miałam być żywa tarcza. Ledwo się Czesław zamachnął, to już nic więcej z tej promocji nie widziałam. Bo z promocjami to nie ma żartów.