Daleko od noszy – „Samobójstwo salowego Basena

Daleko od noszy – „Samobójstwo salowego Basena”.

Na chłopa to trzeba uważać i nie wolno go nawet na pięć minut spuścić z oka. Dlatego mało trupem nie padłam, jak otworzyłam pozawczoraj kopertę, co do mnie przybiegła, a tam stało napisane: „Departament Ministerstwa Zdrowia kieruje starszą pielęgniarkę dyplomowaną ob. Basen Eugenię na 2-wu miesięczny kurs szkoleniowy od 5-go maja”. No tak, myślę sobie. Teraz to koniec. Dziecko mi z głodu zemrze, a Czesław się już całkiem rozpije i utopi się na tych swoich rybach.

Basia mnie zaczęła pocieszać, że to niby miesiąc w Sopocie a drugi w Zakopanem, to siem przynajmniej nieco rozerwę i zabawię. Tylko ile na to trzeba wydać, ja się pytam! Kurs niby bezpłatny, ale przecież muszę się jakoś ubrać, coś na nogi założyć, jakiś kosmetyk dokupić. Jak nic z torbą pójdę, a nawet dwiema, bo to jedna nad morze a druga w góry.

No ale nic, myślę sobie, wysłali, trzeba jechać. Tylko najgorzej jak mnie na takim kursie zaczną egzaminować. W szkołach już dawno nie byłam, nawet na wywiadówki do Wojtusia wolę nie chodzić, bo to sama przykrość. Basia mnie szybko podszkoliła z metody „usta – usta”, żebym chociaż jakieś podstawy złapała. Ale potem przyleciał Łubicz i chciał najwyraźniej sprawdzić, czy to już opanowałam. Wykazałam zrozumienie, no bo przecież w końcu będę reprezentować szpital, za który on wypowiada.

Tylko postanowiłam szybko skoczyć po miętówki do kiosku, żeby wstydu nie było. Wracam, a tam Czesław wisi za oknem, ledwo się trzyma parapetu i wrzeszczy „Ratunku!!!!”. Obok niego stoi Kidler i nawet nie drgnie, żeby mu pomóc. Za to krzyczy do mnie, że się tylko założyli, który dłużej wytrzyma w takiej pozycji. Zaraz mnie takie pulpitacje złapały, że ledwo dech złapałam. Krzyknęłam na Czesława, żeby mi natychmiast właził z powrotem. W jednej sekundzie się podciągnął.

Dobrze, że chociaż posłuchany jest, ale z oka na chwilę go nie można spuścić…