Daleko od noszy – Piekielnie zdolny chłopczyk

Daleko od noszy – „Piekielnie zdolny chłopczyk”

Dziś rano się bez przypadek za kitnaperkę zostałam. Odprowadzałam Wojtusia do szkoły. Ale jakiś taki niewyraźny był. On mi się już od paru dni nie podobał. To znaczy, z urody mi się podobał, ale ze zdrowia mi się nie podobał. No i już jak był przy szatni, to myślę: ja cię dzisiaj nie dam do szkoły, tylko pojedziemy do szpitala cię zbadać. No i za rękę go, ale w tej szatni straszny tłok był. Musiał Wojtuś na chwilę puścić moją rękę i jakiś inny mnie złapał. Zaraz potem kuzynka mi zadzwoniła na komórkę, później musiałam się podmalować… No i tak jakoś zleciało do szpitala, że się nie przyglądałam, kogo ciągnem za sobą. Dopiero w windzie poprawiam mu ubranko, żeby porządnie wyglądał, ale widzę, że ja mu tej odzieży nie kupowałam. Patrzę wyżej na buzię, a to nie Wojtuś!!!

Na szczęście rezolutny był dzieciak (Patryk miał na imię). Podał mi telefony do swoich rodziców. Od razu do nich zadzwoniłam, ale załapałam tylko matkę, bo ojciec był ciągle „poza zasięgiem”. Choć potem się okazało, że to nieprawda. Wcale nie był „poza zasięgiem” ale „pod zasięgiem”. Bo on kanalarz jest.

Patryczek cały czas się grzecznie bawił, czekając na przyjazd mamusi. Spłuczkę nam naprawił w WC. Poza tym bawił się cały czas jakimiś chemikaliami i nawet zostawił nam na pamiątkę swój wynalazek.

Potem wezwał nas z Basią Ordynator, który chwilowo był Wstrząsem, bo tego prawdziwego ordynatora też wezwali, ale wyżej… to znaczy dalej, aż do ministerstwa, ale wyżej w sensie, że przełożeni… Ciut ważne (chociaż niektórzy mówią „mało ważne”, ale to przecież to samo). Grunt, że zastępował go Wstrząs, który urządził alarm, bo podobnież grasuje po szpitalach jakiś pompiarz, co bomby podkłada. Pyta się nas, czy nie widziałyśmy podejrzanego pakunku. No to my zasadniczo pokazałyśmy ten wynalazek Wojtusia, bo on rzeczywiście dziwnie wygląda. Nikt się nie chciał do niego dotknąć, dopiero Nowak go wziął i wyrzucił za okno. I jak nie hukło!!!

I tak mieliśmy szczęście, że tylko parę szyb wyleciało. Bo mama Patryczka powiedziała, że jak go ktoś porwał w Kaliszu, to mu dziecko bombę wodorową zmajstrowało.