Daleko od noszy – Siostra Karinki

Daleko od noszy – „Siostra Karinki”

Dzisiaj normalnie przeżyłam horror na recepcji. Doktor Karinka przymierzała akurat bluzki i zapytała się mnie, która będzie odpowiednia. No to jej mówię, że zależy na jaką okazję. A ona mi, że na pogrzeb. Trochę mnie to zdziwiło, bo te bluzki wszystkie raczej takie mało kompetentne (choć niektórzy mówią: kompletne, bo też można) były. Można by rzec, że całkiem niekompetentne były, bo prawie jakby ich nie było. A to, co w nich było, to kolorowe strasznie. Wyraziłam więc głośno dopuszczenie, że ciocia Karinki musiała być wesoła kobieta, bo u mnie to sami ponuracy i zawsze na czarno się ubierają na pogrzeby. Ale mnie doktorka wytłumaczyła, że ona te bluzki zakłada na zakupy. Bo ta jej ciocia to aż w Londynie umarła i szkoda by było przepuścić taką okazję, jak się tam jedzie. Szczególnie, że ciocia jej zostawiła duży spadek na sto procent… To znaczy nie na sto, ale na pięćdziesiąt, bo się okazało, że Karinka ma siostrę.

Ale za bardzo odleciałam od tematu. Teraz opowiem o tym horrorze. Otóż ciotka Karinki zginęła przez swojego kota a tak dokładnie obrzydliwego kocura, co się nazywała admirał Nelson, bo na jedno oko ślepy był. I ten kocur nagle jej zaginął. No to zaczęła go szukać po domu, potem zeszła do piwnicy. A tam był taki duży otwór wentylacyjny, z którego odleciała kratka. No to ta ciotka pomyślała „może tam poszedł ?” I pakuje się do tej dziury. Ale wpełzła tylko do pasa, bo potem była za gruba. Więc chce się cofnąć, ale nie daje rady. Ani w te, ani w te. Zaklinowała się. No i koniec. Po paru miesiącach sąsiedzi ją odnaleźli. Wyschniętą na wiór. Bo to był otwór wentylacyjny, to ją zakonserwowało jak mumię. Tylko tak się skurczyła, że bez kłopotu ją wyciągnęli. Buty to jej same pospadały.

Jak to usłyszałam, to mi zaraz powieka zaczęła z nerw drgać. Wszyscy myśleli, że do nich oko puszczam. A Czesław zaczął podejrzewać, że ja obcych mężczyzn podrywam. Ale jak się dowiedział, w czym rzecz, poleciał do Łubicza po odszkodowanie, jako że ja się przecież tego nabawiłam w pracy. Ale Ordynator to sknerus, powiedział, że to moja wina, bo po co głupot w pracy słucham? A ja przecież tylko tak przez grzeczność słuchałam, bo przecież ani ciekawska ani podsłuchująca nie jestem.