Daleko od noszy – “Czarna Kaszelnica”
Myśli moje zajmowała ostatnio tylko jedna myśl: jak wygląda ta wstrętna wywłoka, co mi Czesława odbiła. Pytałam się różnych ludzi, co to ich gdzieś czasem widzieli i na tej podstawie sporządziłam sobie portret zapamięciowy. Narysowałam go Basiuni ołówkiem na kartcę. Ledwom skończyła, a tu bach, portret zapamięciowy stoi przede mną we własnej osobie i mówi, że ma na imię Iza.
Basie wymurowało (choć niektórzy mówią zamurowało, bo też tak można). Słowa wyrzec nie była w stanie, tylko gdzieś poleciała. A ten portret do mię ręka wyciąga i mówi, że chce się przywitać. Ale gdzie, w życiu! Jak ja mogę dotknąć rękę, która wiadomo gdzie dotykała Czesława! Obrzydlistwo!
Już byłam blisko tego, żeby schwycić ją za kudły i zepchnąć ze schodów, kiedy ona mi powiedziała, że Czesław jest już dla niej też nieaktualny. A wiecie dlaczego? Bo ją wyrzucił! W pierwszej chwili pomyślałam sobie, dobrze ci tak wywłoko jedna, ale jak się okazało, że on do niej literka w literkę taki sam list napisał jak do mnie, to mi się jej żal zrobiło. Herbatkę jej zaproponowałam i myślałam, że sobie pogadamy, jak wyrzucona z wyrzuconą. Ale nie zdążyłam, bo musiałam iść pomóc Wstrząsowi wejść do windy. Taki pijany był, że nie mógł sam do nas na piętro dojechać.
Jak wróciłam, to Izy już nie było. Dopiero po chwili przyleciała Basiunia i mi powiedziała, że kolektyw szpitala postanowił się w moim imieniu zemścić i śmiertelnie wystraszyć portreta zapamięciowego. W ostatniej chwili zdążyłam to odwołać, bo wiadomo, w szpitalu poważne środki są do zemsty i niejednemu można krzywdę w razie co zrobić.
Chociaż Łubicz postanowił ją jednak symbolicznie ukarać i przepisał jej taka jedną rzecz, żeby szybciej biegała…