Daleko od noszy – “Ranny ptaszek”
Rano Basia powiedziała mi, że ma imieniny. Zdziwiłam się nieco, bo nie zauważyłam, żeby się zbliżało Barbary, ale ona mi wyjaśniła, że obchodzi Elwiry. Bo takie sobie wzięła na bierzmowaniu. To zdziwiło mnie jeszcze bardziej, bo zawsze mi się wydawało, że bierzmowani są wyłącznie chłopcy. Basia wyjaśniła, że musiałam to pomylić z obrzezaniem…
Może i mi się pomyliło, ale w każdym razie w złą godzinę mi się pomyliło. Bo zaraz zadzwonił do mnie Wojtuś z recepcji na dole i powiedział, że ma rannego ptaszka. No to mnie się skojarzyło od razu z tym bierzmowaniem i tym drugim, co tak podobnie brzmi. Poleciałam na dół do niego, żeby go nie wysłali do jakiegoś konowała, co mu ptaszka… znaczy życie złamie.
Szczęśliwie się okazało, że ten ptaszek to nie jego, tylko taki prawdziwy, z piórkami. Wyglądał na wróbelka. Ale, że ranny, to fakt niezaprzeczalny. Dlatego wezwałam Czesława, żeby go zoperował. Czesław się wzdragał, bo teraz jest przecież salowym i dawno skalpela w ręku nie trzymał. Dał się jednak przekonać. Basia szybko załatwiła operacyjną i mieliśmy przystąpić do zabiegu.
Wtedy na operacyjną wpadł Łubicz i powiedział, że ptak nie jest wróbel, tylko Rajmund i operować go musi Kidler. No nic, Czesio wyszedł, Kidler zrobił co swoje, chociaż pijany był, bo drzwi nie mógł po operacji znaleźć. Ale robotę wykonał fachowo, bo ptaszek zaraz potem odleciał. Jak go tylko straciliśmy z oczu, to na operację zgłosił się pacjent, co się Rajmund Ptak nazywa. Od razu skojarzyło mi się z tym naszym ptakiem i pomyślałam, że to straszny zabieg okoliczności (chociaż niektórzy mówią zbieg, bo też tak można). No ale dwóch Ptaków Rajmundów to my jednego dnia nie możemy operować, dlatego go odesłałam do domu.