Daleko od noszy – “Ukryte kamery”.
Ale zamieszanka narobiłam niechcący. Jak raz kończyłam śniadanko konsumować i usiedzieć spokojnie nie mogłam, bo mnie te cholery gryzli. Wtedy przyszła Basia. To się jej poskarżyłam na te komary, że przez nie zjeść nie mogę, bo są na całym korytarzu. A ona oczy wielkie zrobiła i zaraz pobiegła z tym do Ordynatora.
Potem to już samo jakoś tak poleciało. Wszyscy zaczęli się dziwnie zachowywać. Na początek Kidler, co przez dwa dni chciał wymusić urlop na Ordynatorze, wyciągnął go na korytarz i zaczął gadać jak potłuczony. Myślałam, że Łubicz to zaraz wezwie Misiaka i każe Kidlera w kaftanik zapakować. Ale nie. On nagle dał mu urlop!
Potem Nowak, co cały czas na korytarzu leży, zaczął się zaczytywać Mickiewiczem i pieśni patriotyczne podśpiewywać. Ooooooo, pomyślałam sobie, niedobrze. Miałam nawet się zezwierzyć Basi, ale ona tak samo zaczęła gadać od rzeczy. I to właśnie głównie na korytarzu, bo poza tym sprawiał wrażenie całkiem mormalnej. Zaczęłam mieć podglądanie (chociaż niektórzy mówią podejrzenie, bo też można), że to musi być jakieś zatrucie. Wtedy mi się przypomniało, że w zeszłym tygodniu malarze odpicowali cały korytarz. No i może coś z tej farby wszystkim zaszkodziło? A ja się uodporniłam przez, to, że mnie te komary tak gryzą.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Czułam się jak ten Robinzon na bezludnej wyspie, bo tylko ja jedna mormalna się zostałam. W końcu wymyśliłam, że muszę do Sanepidu zadzwonić i ich zawiadomić o tej korytarzowej epidemii, żeby się nie rozniosła. Już podnosiłam słuchawkę, kiedy Łubicz przyleciał i wcisnąć mi chciał kupę kasy. Trochę się zlęgłam, bo to już zupełne szaleństwo. Ale zanim uciekłam to się wyjaśniło, że Basia, nie zrozumiała, że mnie chodzi o komary na korytarzu, tylko o coś zupełnie innego. I stąd to zamieszanko.