Daleko od noszy – Tragedia w windzie

Daleko od noszy – „Tragedia w windzie”

Bardzo lubię niedzielę. Mogę się wtedy polegiwać w łóżku aż do siódmej. W tygodniu to wykluczone, budzę się przed piątą, razem z tramwajami. Wprawdzie tramwaje koło nas nie chodzą, za to naprzeciwko mieszka tramwajarz, Sasin. Łobuz wstrętny. Wstaje o wpół do piątej. Wściekły jest z tego powodu jak nie wiem. Dlatego strasznie trzaska drzwiami, aż cała podskakuje na łóżku. To już się wolę podnieść i posłuchać, co Czesław mówi przez sen.

Do tej pory mi się wydawało, że on w śnie robi za mistrza świata w rybactwie. Tylko cały czas mruczy: „Zobaczysz, jeszcze będziesz moja!”. „Już cię czuję w moich rękach”. I coś tam o haczyku… Ale mnie Basia oczy otworzyła, że to wcale na pewno nie o ryby chodzi, tylko o jakąś inną babę. W pierwszej chwili jej nie chciałam wierzyć, ale zaraz potem dostałam dowody. Ten spryciarz zatrzasnął się w windzie z Magdą, chociaż zawsze twierdził, że ma klaustrofobię. Nawet w związku z tym śpimy na dwóch osobnych łóżkach, bo mówił, że na jednym ze mną mu za ciasno i popada w tunikę (chociaż niektórzy mówią w panikę, bo też tak można).

Tym razem na szczęście nie doszło do tragedii pożycia, bo Kidler skompinował sondę do kolonoskopii i wpuściliśmy im ją przez dziurkę. Dzięki temu mieliśmy ich cały czas na oku i nie mogły im do głowy żadne świństwa przejść. A przy okazji Tępień mógł pokierować operacją naprawy windy. Jak już tylko ruszyła i odjechała na oddział, od razu zabrałam Czesława na rozmowę dyscyplinującą.

A Sasinowi to chyba muszę coś postawić. W końcu dzięki niemu mogę być na bieżąco z tymi „rybkami” Czesława.