„Pokolenie Ikea” – Piotr C. – recenzja
Przeczytałem dziś zabawną książkę. „Pokolenie Ikea”. Pisarz o tajemniczym pseudonimie Piotr C. podjął się opisania pokolenia dzisiejszych 35-latków. Książka dołączyła do „Generacji X” Douglasa Couplanda i „Mniej niż zero” Brett Easton Ellisa, jej amerykańskich odpowiedników.
Książka jest zabawna, bardzo na czasie i… średnio napisana. Nie ma nawet 200-tu stron, czyta się ją w parę godzin. Nie jest to książka dobra, ale każda osoba pracująca w korporacji, wożąca od mamy bigos w słoikach czy wreszcie harująca na spłacenie kredytu, poczuje, że ktoś przemawia do niej, jej własnym głosem.
Pokolenie Ikea – Głos pokolenia?
No… Może nie do końca jej głosem. W końcu główny bohater jest trochę nietypowy. 35-latek, cynik, seksoholik, myślący tylko o tym jak przelecieć kolejną laskę (ma na koncie już ponad setkę), gdzie upolować i jak wykręcić się od nudnych zadań w pracy.
To jednak co typowe to zniechęcenie do pracy, rozmowy z przyjaciółmi przy piwie, obsesja na punkcie markowych ciuchów i jedzenia z klasą (dowiemy się, że do parmezanu potrzebna jest zwykła tarka a do sera gruayere może być zwykła).
Co ciekawe, książka ta wypłynęła z podziemi. Mało promocji, mało recenzji, a jednak się sprzedaje (według zapewnień autora już 13 700 egzemplarzy). Osobiście usłyszałem o niej od dwóch osób z grona tzw. celebrysko-imprezującej Warszawy. Z resztą nic dziwnego, o klubach i celebrytach w książce jest dużo, a rozważania o tym czy lepiej przelecieć Dodę czy Kasię Cichopek, nie należą do najbardziej daremnych jakie można w niej znaleźć.
Jak ktoś chce wiedzieć co siedzi w głowie, faceta o wysokiej pozycji społecznej, poziomie rozwoju emocjonalnego zamarźniętej ameby… to warto. Zrazić mogą czasem naciągane dialogi, czasem tanie zagrania, czasem zapożyczenia z innych książek (np. z „Gry” Neila Straussa). Powieść ta ma jednak jeden duży plus: momentami jest naprawdę śmieszna.
Na odreagowanie korpo-frustracji w sam raz.
PS Tylko czemu, cholera, nie “Pokolenie Ikei”? Się nie odmienia czy jak?