Gombrowicz mnie załatwił
Zwłaszcza Gombrowicz Witold mnie załatwił. „Dziennik” jest po prostu genialny. Gombrowicz jako osobowość, jako myśliciel (sic!), jako artysta, jako autokreacja… To w ogóle trudno jest opisać. Przeczytałem z zachwytem pierwsze sto stron jeszcze w latach licealnych, traktując to jako cudowną odtrutkę na nadmiar matematyki, specyficznej moralności, gustów itd. mojej ówczesnej klasy, a teraz wrócił w chwale, żeby przypomnieć mi, co to znaczy człowiek myślący samodzielnie.
W ogóle miałem wpis zatytułować Witold Gombrowicz „Dziennik 1953-1969”, ale tragedia niemożności angielsko-pisania porwała mnie mocniej niż potrzeba recenzji, analizy itd. (tu uwaga – pierwszy tytuł brzmiał: „Zabiłem w sobie angielski!”, ale po tym jak Witold porwał drugą część tego artykułu, poczułem się zmuszony jednak go uwzględnić w tytule)
„Dzienik” po prostu trzeba przeczytać. „Dziennik” Pilcha się nie umywa, niestety. Pilchowe żurnalowanie warto przeczytać, ale jeżeli mamy wybierać, to biegiem po zapiski Witolda!
Humor, przenikliwość, moralność
Czemu to warto przeczytać? Bo kogoś, kto myśli niezależnie i bierze na siebie ciężar dochodzenia do własnych wniosków zawsze warto posłuchać. Jeżeli ta osoba w dodatku jest przerażająco inteligentna, przenikliwa i cały czas atakuje swoje własne wnioski, by sprawdzić czy się trzymają kupy, to już w ogóle trudno nie przyklęknąć. „Dziennik” Gombrowicza warto przeczytać, żeby nauczyć się myśleć. W dobie zalewu informacji, opinii i ekspertów, jest to najwspanialszy dar jaki możemy sobie sprawić. Myślę, że nie przesadzam.
Moralność. Co ja z tą moralnością? Cóż, Witold, wbrew temu co chciałby nam wmówić prezes Jarosław czy swojego czasu minister Roman, jest niebywale moralnym człowiekiem. Nie przechodzi mu przez gardło kłamstwo. Żadne. Nie milczy, nie łagodzi sądów dla własnej korzyści. Atakuje nawet swoich sojuszników, gdy uważa, że nie mają racji. Powiedziałbym, że wewnętrzny przymus uczciwości i prawdomówności jakim Gombrowicz wykazuje się w swoim dzienniku jest niemal przerażający. I zupełnie niedzisiejszy. Przychodzą do głowy jacyś ojcowie narodu amerykańskiego typu Franklina, Lincolna czy inne nie bojące się prawdy postaci w rodzaju Sokratesa czy Gandhiego. Cud, że go ktoś nie zastrzelił. Może to bezpieczniej prawdę pisać zza Atlantyku?
Strach pisać
Nadmiar czytania Gombrowicza może też zatrwożyć pisarza. Go zastraszyć. Po spotkaniu z Messim trudno wrócić do gry w piłkę. Jak tu pisać powieści po wakacjach z Dostojewskim?
Tak właśnie Gombrowicz działa na krótką metę. Na długą jednak dodaje odwagi: pisanie szczere, na tematy nas interesujące i odważne drążenie trudnych zagadnień… opłaca się. Dziennik Gombrowicza pokazuje jaka powinna być misja każdego piszącego – urzeczywistnienie swoich zdolności, odwaga moralna, nie godzenie się na kompromisy, unikanie taniej dyplomacji i budowania koterii. Pokazuje też, że uczciwe potraktowanie siebie, zagłębienie się w odmętach (albo w kałużynce, zależy) własnego „Ja” jest najważniejszym zadaniem pisarza, czymś co może doprowadzić do stworzenia (ehm, uwaga, wyniosłe słowo) dzieła sztuki.
Jak zachęciłbym jednym zdaniem do lektury „Dziennika” Gombrowicza? Jakoś tak: Dziennik Gombrowicza pozwala nam zrozumieć, co to znaczy być indywidualnym człowiekiem.