Przedostatni odcinek fazy drugiej

Przedostatni odcinek fazy drugiej.

Druga faza Marvela do tej pory nie błyszczała. Przeciętny Iron Man 3 i słaby Thor 2 nie napawały optymizmem przed drugą częścią Kapitana Ameryki. Bardziej wierzyłem w sukces Strażników Galaktyki. Ale Marvel nadal potrafi zaskakiwać i przygotował coś nowego i przede wszystkim świeżego w porównaniu do poprzednich filmów.

Na początku warto zwrócić uwagę na elementy, których zabrakło w The Avengers. W tym filmie Steve Rodgers jest wybudzony po kilkudziesięciu latach nieobecności i praktycznie zaadaptował się w nowym świecie. Ten proces akceptacji faktu, że spałeś przez ostatnie 70 lat i nic już nie jest takie same, był… nieistniejący. A to bardzo ważny moment w historii tego bohatera. Tutaj czas na to się znalazł. Poznajemy kapitana w momencie, kiedy dopiero nadrabia zaległości z utraconych lat, spotyka się z miłością z młodości (która już całe życie ma za sobą) i pokazuje na każdym kroku, że wartości, których on był nauczony, już nie istnieją. Świat nie jest taki sam i to go męczy. Poważnie zastanawia się nad swoją rolą w społeczeństwie, które wyżej stawia oszustwo i cwaniactwo, niż honor i szczerość.

Drugą ważną rzeczą, której do tej pory nie opanował Marvel, to przedstawianie przeciwników. Bo przecież Loki to bardziej cool guy niż villain. Mógłbym Was zapytać, czy potraficie przedstawić antagonistów z poprzednich filmów. Ilu wymienicie? Chyba każdy przyzna, że nie byli oni zbyt widowiskowi (porównując ich np. do przeciwników Batmana u Nolana) i szybko ulegają zapomnieniu. Tutaj szansa na przełamanie była duża. Zimowy Żołnierz, to ważna postać dla Kapitana Ameryki z wielu względów. Głównym powodem jest fakt, że Winter Soldier to najlepszy przyjaciel Kapitana Ameryki z dzieciństwa, który został złapany przez Hydrę podczas drugiej  Wojny Światowej i po wielu praniach mózgu stał się chodzącą maszyną do zabijania. Jest to przeciwnik mogący bez problemu przeciwstawić się postaci granej przez Chrisa Evansa. Ba, wydaje się, że nawet jest pod wieloma względami lepsza. Powoduje to uczucie wznoszenia się Kapitana na wyżyny swoich możliwości. Pokazuje, że nie samo serum tworzy z niego superbohatera, ale również jego determinacja, czystość i nieustanna chęć do walki. W końcu widzimy te cechy charakteru, które były tak żywiołowo opisywane w pierwszej części przygód Kapitana.

 

Następnym istotnym elementem jest wprowadzanie nowych postaci do filmowego uniwersum Marvela. Chris Evans zapowiedział ostatnio, że po kręceniu dla Disneya chce stanąć po drugiej stronie kamery i zapauzować swoją karierę aktorską. Również Robert Downey Jr sugerował rozstanie się z postacią Iron Mana. Problemem nie jest szukanie nowych aktorów na ich miejsce, a raczej powolne wprowadzanie nowych bohaterów, by w przyszłości stali się marką samą w sobie. W ten sposób powoli przedstawiana jest Czarna Wdowa, która w tym filmie wreszcie pokazuje kły oraz wejście Falcona, który przecież w niektórych komiksach i animacjach jest wiodącą postacią w The Avengers. Nie zdziwię się, gdy za 4 lata zamiast Kapitana Ameryki 4 zobaczymy w kinach film The Falcon lub Black Widow. Swoją drogą w podobnym klimacie był wprowadzany War Machine w Iron Man.

 

Sam film również zaskakuje. Jeżeli oczekujecie klasycznego filmu o superbohaterze, to będziecie lekko zaskoczeni, bowiem Kapitan Ameryka 2 to… szpiegowski thriller. Spisek wisi w powietrzu, a każdy gra tutaj w zakryte karty. Oczywiście trzeba zawiązać nowe sojusze, a stare układy wyrzucić do kosza. Akcja jest szybka, wartka i przez dłuższy czas widzowie mogą poczuć się zagubieni w intrydze, ale oczywiście w ten pozytywny sposób. To dobrze, bo to sprawia, że Marvel w końcu nakręcił film, który jest skierowany nie tylko do fanów komiksu, ale również do lubiących kino akcji. Śmiało mogę stwierdzić, że jest to film tak dobry, że można go bez problemu porównywać do pierwszej części Iron Mana. Nie tylko pod kątem jakości, ale również nowości wprowadzonych do uniwersum kinowych Avengers. Czekam na więcej filmów właśnie w takim wydaniu i na Guardian of the Galaxy. Życzę sobie i Wam, by ostatnia część fazy drugiej była tak dobra, jak Kapitan Ameryka 2.

Na koniec coś co boli mnie za każdym razem, gdy filmy Marvela wchodzą do polskich kin. Nie jestem fanem filmów 3D, zresztą pewnie nie ja jeden. I nie chodzi mi o cenę biletów, a raczej o przyjemność z oglądania. W filmach tak dynamicznych, efekty 3D sprawiają, że obraz się rozmazuje i nie jest tak wyraźny. W wielu momentach nie można było wczuć się w akcję, bo jedyne co było widać na ekranie to kolorowe smugi. I pewnie nie byłoby problemu, gdyby w kinach była normalna wersja 2D z napisami. Niestety, film w wersji 2D jest jedynie z dubbingiem i w godzinach porannych. Najzabawniejsze jest to, że mógłbym nawet zapłacić cenę biletu 3D, by móc tylko obejrzeć film w dwóch wymiarach, ale nie jest mi to dane. Szkoda, bo po raz kolejny muszę czekać na wydanie Blu-Ray by w 100% delektować się filmem…