Zabrali mu prawko, bo się odchudzał
Czy to możliwe, aby kilkudniowe odchudzanie kosztowało utratę prawa jazdy? W Łodzi wszystko jest możliwe! Taka właśnie sytuacja spotkała Józefa Bereżewskiego. Mężczyzna stracił na pięć miesięcy prawo jazdy, bo alkotest, którym był badany tuż po wypadku drogowym, wykazał w wydychanym powietrzu 0,28 promila alkoholu (dopuszczalna w Polsce norma to 0,2 promila). Ale pan Józef od wielu miesięcy nie miał w ustach ani grama piwa, nie mówiąc już o mocniejszych trunkach! Skąd więc taki wynik z alkomatu? Z powodu diety odchudzającej! – Od razu pomyślałem, że to sprawka acetonu. Wydziela się on w organizmie podczas stosowanej przeze mnie głodówki – mówi. – Poprosiłem policjantów o badanie krwi, które potwierdziło, że nic nie piłem. Sprawa jednak trafiła do prokuratury, bo pan Józef był sprawcą wypadku. A prokurator nie wziął pod uwagę badania krwi i zatrzymał jego prawo jazdy. Pan Józef swoją trzeźwość postanowił udowodnić sam. Kupił nawet własny alkotest. – Już następnego dnia pojechałem na policję, by ponownie dmuchnąć w alkomat. Ten cały czas wykazywał, że piłem – opowiada Bereżewski. – Pojechałem więc do instytutu medycyny pracy. Zapłaciłem za pobranie krwi i wykonanie badań na obecność alkoholu. Wynik – 0 alkoholu! Za to wykryto w moim organizmie aceton. Biegli nie mogli uwierzyć w historię pana Józefa. Ten, by oczyścić się z zarzutów, ponownie musiał przejść głodówkę. W jej trakcie jeździł na pobieranie krwi, dmuchał w alkotesty. I za każdym razem wychodziło, że to on ma rację. Po tym wszystkim prokurator oddał mu dokumenty. – Jeśli ktoś przez co najmniej kilka dni pije tylko wodę, w jego organizmie mogą pojawić się ciała ketonowe.
Wówczas w wydychanym przez niego powietrzu będzie wyczuwalny aceton – mówi Małgorzata Wolska, lekarz diabetolog ze szpitala im. Barlickiego w Łodzi. A aceton powoduje, że policyjne alkotesty wariują i odczytują go jak alkohol. Dlatego osoby, które stosują podobną dietę i zostaną zatrzymane przez drogówkę, niech od razu zażyczą sobie badanie krwi.