Witold Gombrowicz – Kronos – warto?
Jako zagorzały fan dzienników Gombrowicza oczywiście musiałem nabyć „Kronosa”, jak tylko się ukazał (udało mi się nawet wyłowić egzemplarz dzień przed oficjalną premierą).
Od razu muszę powiedzieć, że nie jest to książka dla każdego. Pomimo bardzo dobrej redakcji i znakomitego wręcz opracowania przypisów, osoba która nie jest z „Dziennikami” za pan brat będzie się niemożebnie męczyć.
Pierwsze 140 stron, czyli de facto wszystko co wydarza się do 1953 roku, kiedy to podobno Gombrowicz zaczął prowadzić te zapiski, to tylko hasła, nazwiska, liczby. Robi to wrażenie notatek robionych wyłącznie dla własnego użytku – coś co chce się samemu pamiętać, być może pisze z myślą o stworzeniu dzieła, w oparciu o takie notatki. Dla czytelnika jest to wybitnie męczące i nieprzystępne.
Od 1953 roku, sytuacja się poprawia. Kolejne 250 stron jest ciekawsze, mniej lakoniczne i chwilami całkiem zabawne.
Witold Gombrowicz – Kronos – Życie prywatne
„Kronos” jest o życiu prywatnym. W centrum znajdziemy cztery rzeczy: zdrowie, finanse, seks i sława. Większość lat kończy się wręcz podsumowaniem tych czterech punktów. Weźmy chociaż taki 1963 rok:
„ROK DZIWNY – Kto by pomyślał, nawigacja, tragiczn wyjazd, Paryż męczący, erot., a potem serce, choroba, Barning…
ZDROWIE – Kiepsko z sercem musiałem być przez cały czas, dalsze posuwanie się w starość. Lit Prawie skończyłem Kosmos, Dziennik, Trans-Atlantyk, wielki skok , haussa. ERO. ograniczające się.
FiNANSE – 12 850 dls., wliczając Świeczewskich i akcje na 1000 dls.
ZDOBYCZNE PRZYBLIŻENIE ZACHODNIE – (ale co z podatkiem?).” Witold Gombrowicz
Poza tym poprzez „Kronosa” poznamy niezwykle bogaty panteon postaci z polskiej emigracji – zapomnianych w kraju malarzy, pianistów, rzeźbiarzy i poetów. Dla mnie, osoby piszącej, ale kompletnie nieumocowanej w „środowisku literackim” jest niemal szokujące, jak szerokie sojusze Gombrowicz nawiązywał, by zapewnić wydanie i recenzję swoich dzieł (nota do siebie: wyjść z jaskini!).
Witold Gombrowicz – Kronos – Ciemna strona
Czytając „Kronosa”, mamy wrażenie, że życie jest tylko zmaganiem – z własnym starzejącym się ciałem, z nierozumiejącymi krytykami, z pieniędzmi, których nigdy nie jest dość. O ile czytając „Dzienniki”, zachwyca nas umysłowa lotność Gombrowicza, jego niezłomność w obliczu krytyki i trudności, radość intelektualnych rozważań, dystans do samego siebie, tak czytając jego ostatnie dzieło, poczujemy, że życie to marność. Na dodatek męcząca i chwilami dość nieprzyjemna.
„Kronos” to druga strona medalu. To zaplecze wielkiego sukcesu. To brzydki brat, pięknej siostry. Jeżeli nie czytaliście „Dzienników”, nie podchodźcie do „Kronosa” nawet z kijem. Jeżeli czytaliście – będzie to dla Was ciekawe uzupełnienie.
Witold Gombrowicz – Kronos – Posłowie
Gdyby nie to, że czytałem „Dzienniki” w zeszłym roku i raptem dwa lata temu spędziłem sporo czasu w Buenos Aires (także wszystkie historie argentyńskie nabrały dodatkowego smaczku), lekturę zarzuciłbym od razu. Jako, że jednak byłem w podróży, z dużą ilością przesiadek – przeczytałem całość niemal ciurkiem w 24 godziny, padając na końcu niczym orginalny maratończyk.
Dobrze, że „Kronosa” odnaleziono i wydano. Niech przypomni się nam Gombrowicz: jego powieśći, sztuki i jego „Dzienniki” – prawdopodobnie najlepsza rzecz napisana kiedykolwiek prozą po polsku. Także zachęcam do wyprawy do księgarni po „Dzienniki”, a „Kronosa” można kupić następnym razem.