Sztuka dobrego coveru

Sztuka dobrego coveru.

W muzyce moim zdaniem nie ma świętości, których nie wolno tykać. Gorzej, że jeśli dziś słyszę w radiu jakiś cover lub remiks piosenki sprzed lat, to zazwyczaj jest ona gorzej zaśpiewana, dodane są do niej jakieś kakofoniczne dźwięki. Ja wiem, że ludzie mają syndrom inżyniera Mamonia i lubią piosenki, które już słyszeli, ale nie na tym to powinno polegać.

Bo dobry cover tworzy nowy klimat w obrębie tej samej kompozycji. Dlatego chciałem Wam przedstawić kilka przykładów takich przeróbek, które dla mnie funkcjonują jako zupełnie odrębne byty i często wolę ich słuchać zamiast oryginału. Głównie to będą przeróbki rockowe i metalowe, więc jeśli nie przepadacie za takimi klimatami, to macie ostatnią szansę na zamknięcie karty przeglądarki… Jeszcze tu jesteście? To jedziemy!

Personal Jesus na trzy sposoby

W 1990 roku Depeche Mode, zespół który naprawdę sporo namieszał w latach osiemdziesiątych na scenie muzyki popularnej, wrócił z utworem nietypowym dla siebie. Mniej elektroniki, więcej gitary w stylu southern rockowym. Według magazynu Rolling Stone jest to 368 piosenka w rankingu najważniejszych utworów wszech czasów, a w momencie wydania dotarła do 28 miejsca amerykańskiego billboardu. Oczywiście lata mijają i pojawiają się covery…

Zaczniemy od moim zdaniem najbliższego stylistycznie temu co przedstawili „depesze”, czyli wersja Marylina Mansona z 2004 roku, która promowała składankę z jego największymi hitami. Czemu najbliższa stylistycznie? Bo momentami brzmi tak jakby po prostu dodano ostrzejsze gitary, bębny i reszta w sumie bardzo podobna. Z kolei w kontekście antychrystowego wizerunku artysty tekst nabrał zupełnie nowego znaczenia.

Kolejną interpretacją jest wersja Leo Moracchioliego. Gitara dwunastostrunowa nadaje ciekawego brzmienia, do tego proste bębny w tle i chyba nawet bongosy. Brzmi to lżej niż oryginał, ale jednocześnie z takim amerykańskim zacięciem. Mimo, że nagrywał to koleś mieszkający w Norwegii.

W 2002 roku, na kilkaście miesięcy przed śmiercią Johnny Cash wydał własną wersję utworu Personal Jesus. I jest ona naprawdę potężna. Za każdym razem, gdy jej słucham wywołuje u mnie ciarki. Zmęczony głos Casha, specyficzne i smętne brzmienie gitary, a do tego tekst, który śpiewany właśnie przez niego nabiera głębi. Poza tym mam wrażenie, że każda piosenka jaką coverował Cash stawała się jego własną. Tak jakby przychodził do artystów i mówił: „Macie tu fajną piosenkę, ale bardziej pasuje do mnie, wybaczcie.”

Skoro przy Johnnym Cashu jesteśmy

Zacząłem temat coverów według JC, to należałoby go jeszcze chwilę pociągnąć. Nagrał chociażby swoją wersję „Hurt”, którą pierwotnie napisał Trent Reznor z Nine Inch Nails. I tu pojawiło się moje wielkie zaskoczenie, bo cover brzmi po prostu lepiej, mocniej. W pierwszej chwili miałem wrażenie, że to Reznor inspirował się wielkim amerykańskim artystą. Było jednak inaczej.

Ostatnią przeróbką według Johnny’ego, którą chcę Wam zaprezentować jest „One”, pierwotnie piosenka U2. Piękna ballada, która w wykonaniu Bono niesie w świat nadzieję, gdy w wykonaniu Casha jest niczym kazanie, którego mamy się słuchać i postępować według słów starego człowieka, który swoje już przeżył.

Zmiana klimatu z Tears for fears

Przejdźmy w trochę inne obszary muzyczne. Tears for Fears to grupa synthpopowa powstała w 1981 roku. W jej skład wchodziło dwóch wokalistów i muzyków, Roland Orzabal i Curt Smith, którzy oprócz oryginalnych brzmień wyróżniali się naprawdę wszechstronnymi głosami. Są aktywni do dziś, ale największe sukcesy odnosili właśnie w latach osiemdziesiątych. Nie kojarzycie ich z nazwy? A po obejrzeniu tego klipu?

Teraz pewnie zapaliła Wam się lampka w głowach. To jeden z tych zespołów, które odeszły w cień i nie są tak często przypominane w różnych zestawieniach. Na szczęście są artyści, którzy chętnie sięgają po ich twórczość i przerabiają ją na swój styl. Tak jak chociażby Disturbed zrobił to z „Shout”, metalowo…

… Lorde zmieniając klimat utworu „Everybody wants to rule the world” na bardziej posępny, zwiastujący zagładę…

https://youtube.com/watch?v=DaVA6sgOpws

… czy Gary Jules, który utwór w manierze lat 80′ przerobił na piosenkę pełną melancholii i nastrajającą do przemyśleń na temat współczesnego świata (tę wersję gracze mogą kojarzyć z reklamy Gears of War).

Korn bierze innych na warsztat

Jednym z coverów, które lubię bardziej niż oryginał jest… (czekam na lecące w moją stronę cegły) interpretacja Another Brick in the Wall, którą stworzył Korn. Jest mroczniejsza, mocniejsza wokalnie niż to co stworzyli Gilmour z Watersem, a dzięki temu bardziej do mnie przemawia. Choć i do Pink Floyd mam ogromny szacunek.

Druga przeróbka jest już bardziej odegraniem utworu idoli, czyli Metalliki we własnej stylistyce i formie, ale „One” zagrane z szarpanym kornowym basem naprawdę da się lubić. Poza tym Jonathan ma trochę większe możliwości wokalne niż Hetfield co w tym utworze w porównaniu do oryginału tylko się uwydatnia.

I jeszcze na deser

Praktycznie jeśli chodzi o Mushroomhead to podobają mi się chyba ze dwie ich piosenki. Licząc od razu ich cover największego przeboju Seala, czyli „Crazy”. Porządnie przearanżowany cover, bez fajerwerków, ale dający drugie życie utworowi, który oryginalnie znalazł się na siódmym miejscu amerykańskiego Billboardu.


Jakie covery często goszczą na Waszych playlistach? Komentarze czekają na Wasze linki oraz spostrzeżenia. Tak jak pisałem, moje ulubione przeróbki to głównie wersje metalowo-rockowe, ale podejrzewam, że pewnie w innych gatunkach też może się sporo dziać i można znaleźć prawdziwe perełki.