Szeregowiec Ryan – recenzja

Szeregowiec Ryan – recenzja

Dzieło Stevena Spielberga jest bardzo realistyczne. Obraz przestawia wojnę, jej brutalność, a przede wszystkim ludzi walczących o człowieczeństwo w tych trudnych warunkach. Natomiast od strony fabularnej, czy aktorskiej, film na najwyższym poziomie nie jest. Chociaż Tom Hanks czy Matt Damon naprawdę wypadli bardzo dobrze – dusza całego widowiska (zwłaszcza ten pierwszy). To jednak w “Szeregowcu Ryanie” nacisk jest położony do tego stopnia, na samą istotę wojny, że poza tym, produkcja nie za bardzo ma nam już coś do zaoferowania. Zdobywca 5 Oscarów, w tym dla Janusza Kamińskiego, lektura obowiązkowa.

Reżyseria: Steven Spielberg
Scenariusz: Robert Rodat
Data premiery(świat): 1998
Gatunek: Wojenny
W rolach głównych:
Tom Hanks: Kapitan John H. Miller
Tom Sizemore: Sierżant Mike Horvath

Żołnierze przeprowadzają atak na plaże Omaha. Pierwsza scena jest wystarczająco mocna, by zastanowić się jaki w ogóle sens ma wojna. Amerykanie giną jeden po drugim, jednak udaję im się opanować terytorium. Tłem fabuły jest operacja Overlord – największa operacja morsko-desantowa w dziejach świata. Po udanej akcji, Kapitan John Miller (Tom Hanks) dostaję zadanie. Ma odnaleźć szeregowca Jamesa Francisa Ryana. Wszyscy bracia żołnierza – a było ich trzech – polegli w walce. Dowództwo armii amerykańskiej nie chce dopuścić, aby matka dostała wiadomość o zgonie czwartego z synów. Misja nie będzie łatwa, siły aliantów są rozrzucone, a nieprzyjaciel czyha na każdym kroku.
W filmie będą nam towarzyszyć świetne zdjęcia Janusza Kamińskiego. Ujęcia kręcone z bliska – “z ręki”, a do tego dopracowane efekty specjalne. Daje to kolosalne wrażenie. Widzowi, ani przez chwilę nie jest do śmiechu. Film jest utrzymany w powadzę, jesteśmy na froncie i tu giną ludzie. Niestety Spielbergowi nie udało się utrzymać tej atmosfery bezbłędnie. Scena w której żołnierz dowiaduję się o śmierci swoich braci, zakłóca porządek. Dzieje się to dwukrotnie, w wykonaniu Matta Damona jest wszystko dobrze. Natomiast, gdy w podobnej sytuacji jest postać epizodyczna, jej zachowanie, płacz, są do tego stopnia nie naturalne, że nie smaczne, żeby nie powiedzieć śmieszne.

W “Szeregowcu Ryanie” mamy okazję przypomnieć sobie o amerykańskich wartościach. Patosu też nie zabraknie. Nie którzy trawią takie rzeczy dobrze, innym przychodzi to trochę gorzej. Mnie osobiście takie coś nie bawi. Steven Spielberg na całe szczęście nie przesadził. Film nie będzie należeć do moich ulubionych. Sam nie jest wielkim fanem kina wojennego. Myślę jednak, że warto oglądnąć, naprawdę daję do myślenia.

Saving Private Ryan zajmuję 8 miejsce w kategorii epic dla najlepszych amerykańskich filmów wszech czasów.

Plusy:
– realizm
– pochwała Toma Hanksa

Minusy:
– chce czegoś więcej
– nie lubię lektur

Ocena: 7/10 – dobry